Wczesnym rankiem na parapecie sztabu w Tunisie zagruchał gołąb zwrotny. Zobaczył go strażnik i pobiegł budzić księcia. Etokles zaspany złamał pieczęć i pobladły opadł na łóżko. Żołnierz z troską popatrzył na wodza:
-Panie, co wam?-
-Mamy uderzyć na wroga jak tylko się zjawi i gnać do Egiptu.-wyszeptał z wyraźną trwogą w głosie Synopczyk.
-Czy dobry chrześcijański rycerz boi się zetrzeć z Szatanem?-zapytał Wiking i dodał:
- Mnie Ojciec zakazał wracać do Danii jeśli Grobu Świętego nie dotknę, a dom mi miły bo kogoś tam zostawiłem.-na końcu wypowiedzi młody Nordyk wyraźnie poweselał.
-Masz rację. Chodźmy ogłosić to ludziom -uspokoił się domestyk.
W szeregach spotkał się z takim samym nastawieniem. Często powtarzały się następujące słowa:
Uczynim im drugie Clavijo! Santiago!
Podbudowany postawą ludzi Etokles osobiście doglądał oddziałów i przedstawiał dowódcom plan bitwy oraz w sercu prosił Boga o jak najmniejsze straty, a dla rodzin poległych o Jego pomoc. Gdy wreszcie nadszedł czas próby niewiele serc osłabło w wierze. Większość już chciała ruszać lecz dowódcy, choć sami smutni głosem rozsądku studzili zapał. Było bowiem przed południem.
-Bóg nie ucieszy się z szaleństwa jakim jest walka w zbrojach w największy skwar. Potem zaczynały się zwykłe ceregiele: propozycja poddania i przejścia na islam albo płacenia haraczu. Odpowiedzi nietrudno się domyślić. W tym samym czasie z obozu wroga zaczął dolatywać stukot siekier.
-Niech przyjdą. Bóg jest z nami.-uśmiechali się pod wąsem krzyżowcy. Południe wojsko przesiedziało w domach. Na szczeście Saraceni także. Krwawy taniec zaczął się szturmem muzłumanów. Niezliczona ćma niwiernych szła w równym szyku w kierunku murów z których powiewały flagi Bizancjum, Aragonii, Kastylii, Portugalii i Nawarry.
-Katapulty, usmażyć ich!-krzyknął książę a sygnalista przekazał flagami ten rozkaz na mury. W mniej niż pół minuty niebo przeszył jakby deszcz meteorytów.
-Łucznicy, pal!-tej komendy nie trzeba było już wydawać.
-Niech nam święty Jakub pomoże. Idziemy-powiedział Grek do swych towarzyszy. Gdy byli już pod murami Etokles wrzasnął:
-Miguel! Strzała!-i wskazał na obiekt unoszący się ponad walczącymi. Jednym szarpnięciem rycerz zasłonił się i strzała odbiła się od tarczy. Przeszedłszy kilka kroków starli się z niewiernymi którzy zdołali się przebić przez kordon obrońców.
-Falanga!-padła komenda i rycerze w szyku ruszyli na wroga. Szczęk mieczy przerywały tylko okrzyki: Allah akbar! Santiago! Bóg tak chce! Czesem wybijały się takie okrzyki jak: "Saint Denis!" albo "Saint George!". Ani Krzyżowcy ani Saraceni wiedzeni świętym zapałem nie ustępowali pola. Rycerz walczył ramię w ramię z giermkiem czy z piechurem i nikogo nie dziwiło wzjaemne ich osłanianie się.
Jednak straty rosły.
-Uchodzić! Uchodzić! Do miasta! Nie traćcie nadziei! Bóg i święty Jakub są z nami i uratują nas jak przodków w 844 roku.
Odskok wykonano idealnie. Część żołnierzy wstrzymywała atakujących a druga formował już szyki na nowych pozycjach. Po odstąpieniu resztek osłony muzłumanie nadziali się na żywe barykady-falangi. Kolejne fale piechoty nic nie zdziałały więc kalif wprowadził przez zdobyte bramy konnicę tego zmęczeni chrześcijanie w niektórycg miejscach nie przetrzymali. Tam jednak do akcji wkraczało ciężkozbrojne rycerstwo,
które na cztery wiatry rozganiało w znaczej większości lekką konnicę muzłuman zmuszając ją do tratowania towarzyszy.
Chyba czas na niespodziankę-zachichotał diabolicznie Bizantyjczyk i skinął na ludzi targających wielkie skrzynie. Wieka się otworzyły i z kojców wybiegły potężne psiska.
-Iblis pomaga niewiernym! Ratujmy się! -wyli na ten widok żołnierze Ummajadów, a w krzyżowców wstąpiła nowa siła.
-Santiago! Naprzód!-rozlegało się pośród szeregów iberyjskich jak grom. Niejeden krzyczał że wśród wyjących sfor psów widzi anioła albo nawet Apostoła Jakuba. Zwyciętwo było kompletne.