Do komnaty Torosa z Turbessel wpadł jeden z jego wywiadowców.
- Wśród świętujących niewiernych jest jeden z ludzi Atsiza - oznajmił.
Dowódca zerwał się.
- Jesteś pewien?
- Tak, Mehmeda rozpoznał jeden z mieszkańców, którzy wtedy przebrali się za żołnierzy. Szedł akurat ulicą arabską, gdy z jednego z domów wypadła grupa świętujących, wśród których był ten zbójca - odparł szpieg.
- Musimy go zatrzymać. Każ zawiadomić marzpana i zbierz naszych - nakazał Toros.
Wkrótce żołnierze otoczyli meczet, w którym niewierni w najlepsze świętowali urodziny Mahometa. Wtargnięcie chrześcijan przerwało recytację poematu o narodzinach Proroka.
- Zachowajcie spokój. Chcemy zabrać tylko jego - dowódca oznajmił muzułmanom, wskazując na rozbójnika.
Imam spojrzał na swoich bezbronnych wiernych i z rezygnacją opuścił ręce.
- A więc go weźcie - westchnął.
Mehmed opierał się, ale "nec Hercules contra plures". Kiedy odprowadzano go do aresztu w cytadeli bluźnił na cały głos przeciw Naszemu Panu i Jego Błogosławnionej Matce.