"Adrestia" w końcu wpłynęła do portu Theodiosusa w Konstantynopolu, i Julius wciągnął smakujące morzem powietrze. Mur Konstantyna wznosił się wysoko, i już w porcie Rzymianin mógł go obejrzeć. Julius Scipio przypomniał sobię piękne dni Imperium, Kiedy Rzym był stolicą świata, a Słońce jego cesarzem.
...jednak do nosa wdarł się zapach nędzy i biedy , który wzbudził go z snu. Zapach świata, gdzie Rzymianie woleli być Grekami, czy gorzej, "Łacinami". Świata, gdzie Niepokonane Słońce nie było najwyższym bogiem. Świata, gdzie tradycje Rzymskie zostały zapomniane. Zacisną pas i zszedł z pokładu, przed tym dziękując kapitanowi Adrestii. - Pora coś zmienić. -
-----
A więc przybyłem, lecz czy na długo?