Rankiem w spokojnym, żyjącym jakby w oderwaniu od wojennej rzeczywistości Trypolisie zapanowało poruszenie, bowiem wraz z promieniami wschodzącego słońca na horyzoncie zjawiła się spora flota na bizantyjskich znakach. W mieście przebywało 5 tysięcy ludzi, ale nie były to jednostki najlepszej jakości, głównie plemienni wojownicy z pospolitego ruszenia. Nim najeźdźca dobił do brzegu do garnizonu dołączyli mieszkańcy uzbrojeni w kto co miał. Okręty chrześcijańskie płynęły w zwartym szyku, na przedzie z ciężkimi jednostkami uzbrojonymi ww katapulty i miotacze ognia greckiego. Po zbliżeniu się na odległość strzału powietrze przecięły dziesiątki kamieni uszkadzając fortyfikacje nadbrzeżne i zadając pierwsze straty obrońcom. Padły jeszcze dwie takie salwy. Kilkadziesiąt metrów dalej także obrońcy nie pozostawali dłużni obrzucając okręty gradem płonących strzał. Udało im się nawet podpalić jeden z okrętów greckich gdzie doszło do zapłonu cieczy palnej do ognia greckiego.
Niestety dla Berberów w końcu pierwsi ludzie zaczęli schodzić na ląd. Wśród nich był sam Strategos Etokles z Synopy oraz admirał genueński Federico Doria prowadzący ludzi osobiście do walki. Prowadzony przez garnizon ostrzał nie był zbyt skuteczny przeciw ciężkim zbrojom pierwszego rzutu wojsk inwazyjnych. Etoklesa trafiły trzy strzały:pierwsza utkwiła w zbroi, ale zatrzymała się na pikowanym kaftanie noszonym pod zbroją, druga jedynie drasnęła powierzchnie metalu, a trzecia nawet się odbiła nie czyniąc żadnej krzywdy. Sprzymierzeni zaczęli wspinać się na mury Dopiero tutaj straty zaczęły być bardziej widoczne kiedy kilka drabin spadło razem z żołnierzami z hukiem na ziemię. Wręcz muzułmanie nie mieli szans,ale dochodząc do zwarcie chrześcijanie wystawili się również na celniejszy ogień doskonałych łuczników z pustyni. Jednak nawet i strzały nie pomogły zatrzymać rosnącej nawały bizantyjsko-genueńskiej. W końcu obrońcy nie wytrzymali i rzucili się do ucieczki. Dla żołdaków najeźdźcy był to upragniony moment. Jeszcze tylko ich dobija i już będą mogli kraść, mordować, gwałcić i niszczyć do woli..
Jakże była to złudna nadzieja! Trypolitańczycy celowo kierowali się w kierunku miejskich placów które następnie prędko odcinali i w kierunku wroga leciało wszystko co mogło: kamienie dachówki, naczynia ze smołą. Plan ten na szczęście nie wypalił-ponieważ po chwilowej panice na ogół wystarczało kilka minut do odwalenia prowizorycznych barykad i opuszczenia placu oraz przystąpienia do zdobywania budynków. Tego co nastąpiło po opanowaniu sytuacji nie należy opisywać aby nikogo nie gorszyć... Można nadmienić jedynie tylko że nietykalni byli niewolnicy (tych nawet z rozkazu Strategosa uwalniano) i europejscy przybysze. Wyzwoleńcy mogli pójść gdzie chcieli albo dołączyć do armii bizantyjsko- genueńskiej. Do greków dołączyło prawie 2 tysiące lubi z czego ponad tysiąc stanowili mężczyźni zdolni do walki z których Etokles sformował Legion Hetajrów.