Gjergj ocknął się ze straszliwym bólem głowy. Gdy chwycił się za nią, poczuł, że jest ona obandażowana.
- Leż spokojnie - usłyszał czyjś życzliwy głos. - Byłeś nieprzytomny przez kilka dni i wciąż nie jesteś całkiem zdrowy.
Głos należał do młodej niewiasty siedzącej przy jego łóżku w niewielkim, jasnym pokoju. Wystrój pomieszczenia - na ile rozbita głowa pozwalała młodzieńcowi się zorientować - był ubogi, ale schludny i sprawiał wrażenie, jakby się znajdował w domu jakiegoś rzemieślnika.
- Gdzie jestem? - zapytał zdezorientowany Albańczyk. - Jak się tu znalazłem?
- Mój mąż znalazł cię nieprzytomnego w pałacu. Nieźle pokiereszowały ci głowę te zbiry ze straży - rozmówczyni spojrzała na niego ze współczuciem.
Gjergj zaczął sobie zdawać sprawę, że zaszła tu pewna pomyłka, nie miał jednak siły, by wyjaśniać, po której stronie walczył. Zamiast tego zapytał:
- Co z cesarzem?
- Nikt nic nie wie. Wśród ludzi różne plotki: jedni mówią, że uciekł z pałacu, inni, że już dawno porwali go łacinnicy i - być może - potajemnie zabili, jeszcze inni, że jest ciężko chory i dlatego nie ukazuje się ludowi.
- A w mieście co się dzieje?
- Chaos.