13 maja
Gdyby świat wiedział, jak kochać Boga choćby trochę, kochałby także swego bliźniego. Kiedy kocha się Jezusa, kiedy kocha się Chrystusa, kocha się niechybnie to, co On kocha. Czy nie umarł z miłości do ludzi? Ponieważ, przemieniając nasze serca w serce Chrystusa, odczuwamy i dostrzegamy efekty, a największym z nich jest miłość, miłość woli Ojca, miłość do świata, który cierpi, trudzi się, odległego brata, czy jest Anglikiem, czy Japończykiem, mnichem, miłość do Maryi. Wreszcie któż mógłby zrozumieć miłość Chrystusa? Nikt; ale niektórzy posiadają kilka małych iskierek, ukrytych, w ciszy, o których świat nie wie. Mój Jezu, jaki jesteś dobry! Wszystko robisz niezwykle dobrze. Pokazujesz mi drogę, pokazujesz mi cel. Drogą jest słodki krzyż, poświęcenie, zaparcie się siebie, czasami krwawa walka, która toczy się we łzach, na Kalwarii lub w ogrodzie Oliwnym. Drogą jest, Panie, bycie ostatnim, chorym, ubogim… Ale nieważne, wręcz przeciwnie! […] Te wyrzeczenia są miłe, kiedy wzbudzają w duszy miłość, wiarę i nadzieję; w taki sposób zamieniasz ciernie w róże. A cel? Celem jesteś Ty, nikt inny, niż Ty. Celem jest wieczne posiadanie Ciebie w niebie, z Maryją, ze wszystkimi aniołami i świętymi. Ale to będzie wysoko, w niebie. A żeby zachęcić wątłych, słabych, strachliwych jak ja, objawiasz się czasami w ich sercach i mówisz: Czego szukasz? Czego chcesz? Kogo wołasz? Popatrz, kim jestem. Jestem prawdą i życiem… Zatem, Panie, Ty napełniasz duszę Twoich sług niewyrażalnymi radościami, które rozważa się w ciszy, które człowiek zaledwie ośmiela się wyjaśnić. Mój Jezu, jakże Cię kocham, pomimo tego, jaki jestem. Im bardziej jestem biedny i nędzny, tym bardziej Cię kocham. Zawsze będę Cię kochał; zaczepię się o Ciebie i nie puszczę Cię: już nie wiem, jak się wyrazić.
Św. Rafał Arnáiz Barón (1911-1938)