Wreszcie zaczął się szturm na który krzyżowcy czekali zbyt długo pozwalając wrogowi zbudować solidne fortyfikacje, a nawet suchą fosę która utrudni przejście rycerstwu i ciężkiej piechocie.
Zgodnie z cesarskim rozkazem pierwsze do akcji ruszyły oddziały ręcznych miotaczy ognia greckiego. Były one osłaniane przez scutatoi którzy tworzyli wokół nich coś w rodzaju muru tarcz. Strzały posyłane przez niecierpliwych Arabów na odległość ponad stu metrów z łatwością odbijały się od tarcz i kolczug żołnierzy. Coraz bliżej było jednak do przekroczenia tej bezpiecznej granicy. Najbardziej wystawieni na ostrzał dwaj żołnierze w pierwszym rzędzie każdej z kolumn w znacznej większości dygotali ze strachu. Na najdalszą odległość strzelali tylko najlepsi łucznicy. Już pierwsza salwa zabiła jednego z nieszczęśliwców. Kolumna się zwęziła i żołnierze szli nad martwym towarzyszem. Wtedy doleciała druga salwa która na szczęście nie zabiła nikogo. Doskonale wyszkoleni łucznicy nie dawali Grekom ani chwili spokoju.
Zaczęły się salwy co minutę albo nawet pół. Zwiększyła się też liczba strzelców. Doskonale wymierzone strzały położyły trupem kolejnych tarczowników. W jednej z kolumn kolejny w kolejce żołnierz odmówił zajęcia swojej pozycji. Oficer bez zastanowienia pchnął go mieczem i zostawił na polu bitwy. W tym samym czasie kiedy ów żołnierz zakrwawiony upadał na ziemię nadleciały kolejne saraceńskie pociski a stojący zanim żołnierz nie zdążył się zasłonić i padł ugodzony strzałą w brzuch.
Szybkim marszem kolumny ruszyły naprzód. W miarę posuwania się Bizantyjczyków do ostrzału dołączali kolejni łucznicy i chmura strzał za każdym kolejnym razem stawała się coraz większa. Padło kilku kolejnych scutatoi, ale szał bojowy sprawiał że ich miejsce prawie bez wahania zajmowali następni, choć zdarzyły się kolejne przypadki tchórzostwa. W końcu ktoś na murach zorientował się że są żołnierze których można łatwo zabić i to na nich skoncentrował się ostrzał. Najczęściej kończyli on przebici kilkoma strzałami na raz, a upadając odsłaniali ogniomistrzów z których padło na szczęście tylko pięciu. Kiedy kolumny dotarły na odległość czterdziestu metrów od palisad pierwszy szereg tarczowników ukląkł a ogniomistrze od razu oddali strzał w kierunku obwarowań.
Rekcje obrońców były różne. Od panicznej ucieczki zanim mury nie zaczęły płonąć, do bohaterskiego ostrzału atakujących z imieniem Boga na ustach. Tym czasem atakujący przystąpili do budowy przepraw przez fosę. Prowizorycznie połączyli tarcze i taki most przerzucili nad fosą. Straty były spore ale w pięciu miejscach płonące pale łatwo podały się uderzeniom naprędce sporządzonych taranów. Na to czekali krzyżowcy i Grecy. Scutatoi minąwszy płonący mur wyłaniali się z ognia niczym same diabły co robiło piorunujące wrażenie. Stojący na murach ostrzeliwali wdzierających się wrogów po czym jak najszybciej uciekali jeśli mieli możliwość. Gdy ogień odcinał im drogę odwrotu albo skakali z wysokiego muru. Tym czasem jeden z "mostów" nie wytrzymał i do głębokiej na dwa metry fosy runęło kilkunastu Scutatoi i rycerzy. Większość wyszła z tego bez szwanku, ale trzech spadło na bron poprzednika. Już bez ostrzału odbudowano przeprawę i kolejne oddziały ruszyły na wroga.
Taka sytuacja powtórzyła się jeszcze raz póki na bramie nim zaczął powiewać sztandar z czarnym krzyżem.. Na to z murów Krak Des Chevaliers popłynęło "Christ ist erstanden" i po kilku minutach z bram w pełnym pędzie ruszyła jazda i piechota zakonna. W tym samym czasie przez bramę wpadli spieszeni cesarscy przyboczni jeźdźcy pod osobistym dowództwem basileusa i przyboczna chorągiew króla Jerozolimy.
-Niech Bóg wspomaga Grób Święty! ,Bóg tak chce! Gott mitt uns!-rozlegały się znów raz po razie. Odwodowa jazda muzłumańska próbowała szarżować co zaskoczyło atakujących i zachwiał na chwile posuwanie się naprzód ale mimo sporych strat chrześcijan było zbyt wielu aby ich powstrzymać atakami lekkiej jazdy Według szacunków zwiadowczych około trzy do jednego. W toku walki atakujący połączyli się w niektórych miejscach z załogą zamku co pozwoliło podzielić wroga na mniejsze oddziały i łatwiej je pokonać. Niewielu saracenów decydowało się poddać. Domyślali się co zrobią z nimi zwycięzcy ze względu na ich uprzednie czyny. Większość uparcie walczyła do końca przysparzając nieraz umiejętnościami szermierki niemałych problemów wojskom cesarskim Trwało to jeszcze prawie pół godziny.